Rozprawa na temat nowej teorii broni
: pt 25 kwie 2008, 22:03
Szperając sobie w odmętach erudycji wszelakiej (czyt. internecie) szukając wiedzy ukrytej pod zwaliskiem głupot i niesprawdzonych wizji twórców owych. Sięgając do interesującego mnie od zawsze tematu uzbrojenia średniowiecznego, natrafiłem na coś wielce ciekawego. Na początku w formie zdawkowych informacji na forach dyskusyjnych. Postanowiłem jednak poszukać bardziej i te kilkugodzinne poszukiwania przelewam na te oto karty.
Jednak muszę zacząć od początku, aby nie wprowadzać zamieszania. Sprawa dotyczy używania mieczy przez wojów (oraz ogólnie przez wojowników, rycerzy itd.), a konkretniej o sensie ich używania w obliczu faktu, iż inna broń (topory, buław, włócznie, naginaty itp.) są o wiele bardziej śmiercionośne. Jak zdaje się bowiem okazywać miecz wcale nie był tak bardzo skuteczną bronią w porównaniu z innymi. A natrafiłem na taki temat zupełnym przypadkiem śledząc rozmowy na temat trzymania i noszenia toporków.
„Co do toporków jednoręcznych:) podczas bitwy wśród rycerstwa w użyciu pierw były włócznie (lub inna broń drzewcowa) później toporki z wiadomych powodów jeśli jakimś cudem toporek się złamał w ruch szedł dopiero miecz...tak, że taki toporek długo nie był trzymany za pasem:)”
Fragment ten jest autorstwa niejakiego Bartosha, Eksperta do spraw Średniowiecza na forum militarystycznym „Forum Broni Białej”
Idąc tym tropem przypomniałem sobie czytaną kiedyś skandynawską sagę, która mówiła o bitwie wikingów podczas której zaczęto się najpierw obrzucać; wyzwiskami, włóczniami i toporkami, a następnie dopiero dochodziło do starcia bezpośredniego. Stało tam też, jeśli się nie mylę, iż większość broni stanowiły włócznie i topory. Może jednak nie tylko dlatego, że miecze były rzadkością ale dlatego, że preferowano innego typu broń.
Ilość znalezisk mieczy z terenów Skandynawii, Anglii i inszych terenów dokąd zawitali wikingowie jest przeogromna. Oczywiście nie oznacza to, że każdy byle wojaczyna miał miecz ale coraz bardziej odstępuje się od tezy, iż miecze były niezwykle rzadkie i niezwykle drogie. Miecze, które należały do najznamienitszych mężów, jarlów, konugów były bogato zdobione, inkrustowane złotem i srebrem, oprawiane w kość i róg. Tak, te miecze stanowiły majątek właściciela. Jednak (od drugiej połowy Xw.) kiedy zaczęto wykonywać głownie w Nadrenii, na terenach słowiańskich, jak i w samej Skandynawii, miecz stał się bardziej dostępny i popularny. Nadal był wyznacznikiem statusu i splendoru ale nie był już tak wyjątkowy.
Wiadomym jest, iż każdy z wojujących wikingów posiadał jakąś drugą broń zaczepną. Mówią o tym sagi i publikacje, na których odtwórcy budują swoją wiedzę. Najczęściej był to topór. W jednej z owych pozycji (chyba Foote i Wilson „Wikingowie) jest napisane, że topór to podstawa i był ZAWSZE noszony przy pasie, nawet gdy posiadano miecz czy nóż bojowy. (nie mówię tu o wojach -wieśniakach- z pospolitego ruszenia tylko o drużynnikach, tarczownikach, hidermanach itp.) Jednak ze znalezionych przeze mnie informacji wynikało by, że to miecz był bronią drugiego uderzenia, a tą primary był np. właśnie topór (lub włócznia). Zaznaczam raz jeszcze, iż mówię tu o drużynnikach gdyż dalsze wypowiedzi jakie znalazłem nieco doprecyzowują dlaczego mogło być tak, że używano częściej i chętniej topora, czekana czy włóczni, a nie miecza. Zakładają jednak one, iż przeciwnik musiał być opancerzony, gdyż to właśnie pancerz predysponował do używania częściej innej broni niż miecz.
„W przypadku opancerzonego przeciwnika również nie można sobie pozwolić na korzystanie z miecza - lepszy topór.
Miecz był dobrą bronią pojedynkowa, i jako taki mógł dobrze służyć tylko szlachetnym, służącym w kawalerii. Funkcjonował wtedy jako broń kawaleryjska, stosowana w szarży, zwarciu, melee. Ale w potyczkach ciężkozbrojnej konnicy znowu odpadał. W zasadzie była to taka broń po nic, używana przez elite, ale niespecjalnie skuteczna. Często miał też niższą cenę i jakość niż w legendach i filmach.
To trochę tak jak z pistoletami dla oficerów: czasem pomaga gdy trzeba czymś zająć wroga, przyciągnąć jego uwagę, szybko zabić konkretną osobę lub się obronić. Ale cudów nie ma: nie zdziała więcej niż zwykła broń standardowo wyposażonego sołdata. Po prostu uniwersalna ale mierna broń.”
Powyższy cytat pochodzi z forum historycznego historycy.org gdzie wypowiadają się ludzie związani z historią, bronioznawstwem i odtwórstwem historycznym i co ciekawsze, wypowiedź ta nie spotkała się z polemiką, czy negacją. (jak to bywa zazwyczaj na forach) Po prostu przeszła do porządku dziennego co tym bardziej uświadczyło mnie w przekonaniu, iż, mimo, że autor wypowiedzi mówił o wiekach późniejszych niż czasy wikingów to analogicznie można zastosować jego słowa do wcześniaków [oraz do gier RPG - dop. autora]. A na potwierdzenie tych słów wystarczy ruszyć głową. Opancerzony wojownik (przeszywanica i kolczuga/lamelka) to bardzo ciężki orzech do zgryzienia. Dźgnięcie włócznią w taki pancerz ma o wiele większą szanse na przebicie go i zadanie rany niż uderzenie mieczem. Podobnie sprawa ma się z toporami, a czekany to już w ogóle super „destrojery” dla pancerzy. Jest to prosta fizyka, mianowicie stosunek siły do powierzchni czołowej broni. Gdy cios skupia się na wąskim fragmencie topora ma o wiele większą siłę penetracji, niż długa powierzchnia mieczowej klingi. Każdy kto na treningu dostał np. w udo mieczem oraz w udo toporem zna różnice. To, iż przecięcie pancerza kolczego jest o niebo trudniejsze niż przebicie go ostrzem włóczni czy nadziakiem czekana też każdy może sobie wyobrazić.
Dość podobnie sprawa ma się z hełmami. Pamiętam jak swego czasu oglądałem crash testy wykonywane ostra bronią na hełmach średniowiecznych. Miecz półtorak, owszem zrobi poważne wgniecenie w dzwonie hełmu ale gdy była pod nim przeszywka nie musiał się ten cios skończyć śmiertelnie. A gdy pan testujący hełm uderzył mieczem po raz drugi ten fantazyjnie mu pękł odmawiając dalszej współpracy. Topór natomiast wbił się w hełm dość poważnie, a nadziak wszedł cały w hełm (i docelowo w czaszkę). Wtedy kiedy oglądałem ten filmik, mimo, że zdziwiłem się efektami, przeszedłem nad tym do porządku dziennego, a potem zapomniałem o tym fakcie, aż do dzisiaj. Przecież czarno na białym widać, że miecz niestety (mimo swej niemal legendarności) nie jest taki skuteczny jak byśmy chcieli.
Zacząłem szukać w końcu informacji w najbardziej kompetentnym chyba miejscu w sieci czyli na stronach ARMA. ARMA bowiem to międzynarodowe zrzeszenie historyków, archeologów, płatnerzy, wojowników i ogólnie pasjonatów, którzy tylko i wyłącznie poznają tajniki walki, studiują traktaty średniowieczne i testują wszelką nabytą wiedzę w praktyce. Nie są to odtwórcy historyczni lecz bardziej badacze, naukowcy, odkrywający zarówno teorie jak i praktykę fechtunku przez wszystkie epoki i kultury.
Znalazłem tam artykuł HANKA REINHARDTA (to znany ekspert specjalizujący się w tematyce białej broni, autorytet na który można się natknąć w wielu miejscach czytając o tejże właśnie broni). Art. ów dotyczy co prawda Japonii i mówi o Micie Katany jako miecza doskonałego ale właśnie w nim znalazłem ten ciekawy fragment:
„Są trzy bronie, które radzą sobie ze zbroją lepiej niż miecz - łuk, yari (włócznia) oraz naginata. To wyjaśnia, czemu to właśnie przede wszystkim je wykorzystywano w bitwach. W Europie, gdy skuteczna broń palna wyparła zbroje, szybko ją zarzucono. Podobnie stało się w Japonii. Japończycy z pewnością nie są głupi. Miało to też miejsce we wszystkich społeczeństwach wojowników. Miecz nigdy nie był główną bronią w bitwach. Zawsze używało się go w ostateczności. Rzymianie polegali na swoich pilum, Grecy na włóczniach, rycerze na lancach, Mongołowie na łukach, a Landsknechci na pikach i halabardach. W Japonii było dokładnie tak samo. Mieczy używano w bitwach tylko w ostatnich walkach wręcz, by dobić rannych i do ostatecznej, desperackiej walki, kiedy wojownik chciał zabrać ze sobą do grobu tak wielu, ilu tylko był w stanie.”
Okazuje się, że w różnych epokach i w różnych kulturach wojownicy dochodzili do tego co napisałem nieco wyżej. Miecz jest mniej skuteczny niż inne bronie przeciw opancerzonemu zbrojnemu. (swoja drogą polecam cały artykuł tego pana - ” Bajer... tak stary jak kucie mieczy”. Naprawdę ciekawy tekst.)
Czemu więc tak często mówi się o mieczach, pokazuje miecze i w końcu (w naszym ruchu odtwórczym [oraz w RPGach wszelakich - dop. autora]) używa mieczy, skoro jest to... hm... mniej historyczne i sensowne niż np. używanie toporków. Sądzę, że są dwa główne powody. Po pierwsze to owa mistyczność miecza i pragnienie każdego, dużego chłopca żeby mieć właśnie takowy w domu, a drugi to wygoda (a może wygodnictwo). Mieczem bowiem o wiele łatwiej o celny cios (można trafiać całą długością klingi i nie trzeba celować samym żeleźcem jak w przypadku topora), jest bardziej mobilny i szybszy od topora (nawet małych i lekkich "śmigaczy") no i ostatnia kwestia - jest o wiele bezpieczniejszy. Tak jak wspominałem, uderzenie z tą sama siłą mieczem i toporem różni się w uszkodzeniach jakie czyni. Nasi praojcowie chcieli zabić wroga, a my nie chcemy okaleczyć przeciwnika taka jest różnica. Dlatego bezpieczniej jest używać łatwego do opanowania miecza niż wymagającego czekana lub korbacza.
Powiem też od razu, iż absolutnie nie stałem się fanatykiem żadnej z postawionych wyżej tez. Po prostu zdają się one całkiem sensowne, poparte dość rzetelnymi przykładami i nawet na zdrowy rozum można się w wielu kwestiach zgodzić. To co napisałem nie ma absolutnie na celu ujmować splendoru tej szlachetnej i cenionej broni, nie mam tez ochoty by nagle wszyscy odłożyli miecze i zaczęli się dźgać i obijać włóczniami oraz toporami. Nasze czasy, upodobania, szopka dla gawiedzi i nieco szpanu to jedno ale nie zapominajmy o prawdzie historycznej. Może po prostu czasem dla odmiany weźmy toporek albo czekanik, powalczmy nim, a potem zmieńmy na miecz i skończmy walkę jak prawdziwi wojowie. I historyczniejsze to będzie i milsze dla oka, a i nas przybliży nieco do realiów odtwórstwa historycznego.
Jednak muszę zacząć od początku, aby nie wprowadzać zamieszania. Sprawa dotyczy używania mieczy przez wojów (oraz ogólnie przez wojowników, rycerzy itd.), a konkretniej o sensie ich używania w obliczu faktu, iż inna broń (topory, buław, włócznie, naginaty itp.) są o wiele bardziej śmiercionośne. Jak zdaje się bowiem okazywać miecz wcale nie był tak bardzo skuteczną bronią w porównaniu z innymi. A natrafiłem na taki temat zupełnym przypadkiem śledząc rozmowy na temat trzymania i noszenia toporków.
„Co do toporków jednoręcznych:) podczas bitwy wśród rycerstwa w użyciu pierw były włócznie (lub inna broń drzewcowa) później toporki z wiadomych powodów jeśli jakimś cudem toporek się złamał w ruch szedł dopiero miecz...tak, że taki toporek długo nie był trzymany za pasem:)”
Fragment ten jest autorstwa niejakiego Bartosha, Eksperta do spraw Średniowiecza na forum militarystycznym „Forum Broni Białej”
Idąc tym tropem przypomniałem sobie czytaną kiedyś skandynawską sagę, która mówiła o bitwie wikingów podczas której zaczęto się najpierw obrzucać; wyzwiskami, włóczniami i toporkami, a następnie dopiero dochodziło do starcia bezpośredniego. Stało tam też, jeśli się nie mylę, iż większość broni stanowiły włócznie i topory. Może jednak nie tylko dlatego, że miecze były rzadkością ale dlatego, że preferowano innego typu broń.
Ilość znalezisk mieczy z terenów Skandynawii, Anglii i inszych terenów dokąd zawitali wikingowie jest przeogromna. Oczywiście nie oznacza to, że każdy byle wojaczyna miał miecz ale coraz bardziej odstępuje się od tezy, iż miecze były niezwykle rzadkie i niezwykle drogie. Miecze, które należały do najznamienitszych mężów, jarlów, konugów były bogato zdobione, inkrustowane złotem i srebrem, oprawiane w kość i róg. Tak, te miecze stanowiły majątek właściciela. Jednak (od drugiej połowy Xw.) kiedy zaczęto wykonywać głownie w Nadrenii, na terenach słowiańskich, jak i w samej Skandynawii, miecz stał się bardziej dostępny i popularny. Nadal był wyznacznikiem statusu i splendoru ale nie był już tak wyjątkowy.
Wiadomym jest, iż każdy z wojujących wikingów posiadał jakąś drugą broń zaczepną. Mówią o tym sagi i publikacje, na których odtwórcy budują swoją wiedzę. Najczęściej był to topór. W jednej z owych pozycji (chyba Foote i Wilson „Wikingowie) jest napisane, że topór to podstawa i był ZAWSZE noszony przy pasie, nawet gdy posiadano miecz czy nóż bojowy. (nie mówię tu o wojach -wieśniakach- z pospolitego ruszenia tylko o drużynnikach, tarczownikach, hidermanach itp.) Jednak ze znalezionych przeze mnie informacji wynikało by, że to miecz był bronią drugiego uderzenia, a tą primary był np. właśnie topór (lub włócznia). Zaznaczam raz jeszcze, iż mówię tu o drużynnikach gdyż dalsze wypowiedzi jakie znalazłem nieco doprecyzowują dlaczego mogło być tak, że używano częściej i chętniej topora, czekana czy włóczni, a nie miecza. Zakładają jednak one, iż przeciwnik musiał być opancerzony, gdyż to właśnie pancerz predysponował do używania częściej innej broni niż miecz.
„W przypadku opancerzonego przeciwnika również nie można sobie pozwolić na korzystanie z miecza - lepszy topór.
Miecz był dobrą bronią pojedynkowa, i jako taki mógł dobrze służyć tylko szlachetnym, służącym w kawalerii. Funkcjonował wtedy jako broń kawaleryjska, stosowana w szarży, zwarciu, melee. Ale w potyczkach ciężkozbrojnej konnicy znowu odpadał. W zasadzie była to taka broń po nic, używana przez elite, ale niespecjalnie skuteczna. Często miał też niższą cenę i jakość niż w legendach i filmach.
To trochę tak jak z pistoletami dla oficerów: czasem pomaga gdy trzeba czymś zająć wroga, przyciągnąć jego uwagę, szybko zabić konkretną osobę lub się obronić. Ale cudów nie ma: nie zdziała więcej niż zwykła broń standardowo wyposażonego sołdata. Po prostu uniwersalna ale mierna broń.”
Powyższy cytat pochodzi z forum historycznego historycy.org gdzie wypowiadają się ludzie związani z historią, bronioznawstwem i odtwórstwem historycznym i co ciekawsze, wypowiedź ta nie spotkała się z polemiką, czy negacją. (jak to bywa zazwyczaj na forach) Po prostu przeszła do porządku dziennego co tym bardziej uświadczyło mnie w przekonaniu, iż, mimo, że autor wypowiedzi mówił o wiekach późniejszych niż czasy wikingów to analogicznie można zastosować jego słowa do wcześniaków [oraz do gier RPG - dop. autora]. A na potwierdzenie tych słów wystarczy ruszyć głową. Opancerzony wojownik (przeszywanica i kolczuga/lamelka) to bardzo ciężki orzech do zgryzienia. Dźgnięcie włócznią w taki pancerz ma o wiele większą szanse na przebicie go i zadanie rany niż uderzenie mieczem. Podobnie sprawa ma się z toporami, a czekany to już w ogóle super „destrojery” dla pancerzy. Jest to prosta fizyka, mianowicie stosunek siły do powierzchni czołowej broni. Gdy cios skupia się na wąskim fragmencie topora ma o wiele większą siłę penetracji, niż długa powierzchnia mieczowej klingi. Każdy kto na treningu dostał np. w udo mieczem oraz w udo toporem zna różnice. To, iż przecięcie pancerza kolczego jest o niebo trudniejsze niż przebicie go ostrzem włóczni czy nadziakiem czekana też każdy może sobie wyobrazić.
Dość podobnie sprawa ma się z hełmami. Pamiętam jak swego czasu oglądałem crash testy wykonywane ostra bronią na hełmach średniowiecznych. Miecz półtorak, owszem zrobi poważne wgniecenie w dzwonie hełmu ale gdy była pod nim przeszywka nie musiał się ten cios skończyć śmiertelnie. A gdy pan testujący hełm uderzył mieczem po raz drugi ten fantazyjnie mu pękł odmawiając dalszej współpracy. Topór natomiast wbił się w hełm dość poważnie, a nadziak wszedł cały w hełm (i docelowo w czaszkę). Wtedy kiedy oglądałem ten filmik, mimo, że zdziwiłem się efektami, przeszedłem nad tym do porządku dziennego, a potem zapomniałem o tym fakcie, aż do dzisiaj. Przecież czarno na białym widać, że miecz niestety (mimo swej niemal legendarności) nie jest taki skuteczny jak byśmy chcieli.
Zacząłem szukać w końcu informacji w najbardziej kompetentnym chyba miejscu w sieci czyli na stronach ARMA. ARMA bowiem to międzynarodowe zrzeszenie historyków, archeologów, płatnerzy, wojowników i ogólnie pasjonatów, którzy tylko i wyłącznie poznają tajniki walki, studiują traktaty średniowieczne i testują wszelką nabytą wiedzę w praktyce. Nie są to odtwórcy historyczni lecz bardziej badacze, naukowcy, odkrywający zarówno teorie jak i praktykę fechtunku przez wszystkie epoki i kultury.
Znalazłem tam artykuł HANKA REINHARDTA (to znany ekspert specjalizujący się w tematyce białej broni, autorytet na który można się natknąć w wielu miejscach czytając o tejże właśnie broni). Art. ów dotyczy co prawda Japonii i mówi o Micie Katany jako miecza doskonałego ale właśnie w nim znalazłem ten ciekawy fragment:
„Są trzy bronie, które radzą sobie ze zbroją lepiej niż miecz - łuk, yari (włócznia) oraz naginata. To wyjaśnia, czemu to właśnie przede wszystkim je wykorzystywano w bitwach. W Europie, gdy skuteczna broń palna wyparła zbroje, szybko ją zarzucono. Podobnie stało się w Japonii. Japończycy z pewnością nie są głupi. Miało to też miejsce we wszystkich społeczeństwach wojowników. Miecz nigdy nie był główną bronią w bitwach. Zawsze używało się go w ostateczności. Rzymianie polegali na swoich pilum, Grecy na włóczniach, rycerze na lancach, Mongołowie na łukach, a Landsknechci na pikach i halabardach. W Japonii było dokładnie tak samo. Mieczy używano w bitwach tylko w ostatnich walkach wręcz, by dobić rannych i do ostatecznej, desperackiej walki, kiedy wojownik chciał zabrać ze sobą do grobu tak wielu, ilu tylko był w stanie.”
Okazuje się, że w różnych epokach i w różnych kulturach wojownicy dochodzili do tego co napisałem nieco wyżej. Miecz jest mniej skuteczny niż inne bronie przeciw opancerzonemu zbrojnemu. (swoja drogą polecam cały artykuł tego pana - ” Bajer... tak stary jak kucie mieczy”. Naprawdę ciekawy tekst.)
Czemu więc tak często mówi się o mieczach, pokazuje miecze i w końcu (w naszym ruchu odtwórczym [oraz w RPGach wszelakich - dop. autora]) używa mieczy, skoro jest to... hm... mniej historyczne i sensowne niż np. używanie toporków. Sądzę, że są dwa główne powody. Po pierwsze to owa mistyczność miecza i pragnienie każdego, dużego chłopca żeby mieć właśnie takowy w domu, a drugi to wygoda (a może wygodnictwo). Mieczem bowiem o wiele łatwiej o celny cios (można trafiać całą długością klingi i nie trzeba celować samym żeleźcem jak w przypadku topora), jest bardziej mobilny i szybszy od topora (nawet małych i lekkich "śmigaczy") no i ostatnia kwestia - jest o wiele bezpieczniejszy. Tak jak wspominałem, uderzenie z tą sama siłą mieczem i toporem różni się w uszkodzeniach jakie czyni. Nasi praojcowie chcieli zabić wroga, a my nie chcemy okaleczyć przeciwnika taka jest różnica. Dlatego bezpieczniej jest używać łatwego do opanowania miecza niż wymagającego czekana lub korbacza.
Powiem też od razu, iż absolutnie nie stałem się fanatykiem żadnej z postawionych wyżej tez. Po prostu zdają się one całkiem sensowne, poparte dość rzetelnymi przykładami i nawet na zdrowy rozum można się w wielu kwestiach zgodzić. To co napisałem nie ma absolutnie na celu ujmować splendoru tej szlachetnej i cenionej broni, nie mam tez ochoty by nagle wszyscy odłożyli miecze i zaczęli się dźgać i obijać włóczniami oraz toporami. Nasze czasy, upodobania, szopka dla gawiedzi i nieco szpanu to jedno ale nie zapominajmy o prawdzie historycznej. Może po prostu czasem dla odmiany weźmy toporek albo czekanik, powalczmy nim, a potem zmieńmy na miecz i skończmy walkę jak prawdziwi wojowie. I historyczniejsze to będzie i milsze dla oka, a i nas przybliży nieco do realiów odtwórstwa historycznego.